W dzisiejszym szybkim świecie, gdzie w cenie jest odhaczenie jak największej ilości miejsc na mapie, w jak najszybszym tempie, często zapominamy o największej frajdzie w podróżowaniu: poznawaniu lokalnych ludzi!
Dlatego pomyślałem, że będzie miło jeśli co jakiś czas napiszę artykuł o ludziach, których napotkałem w podróży i inspirowali mnie do dalszych wojaży. Panie i Panowie chciałbym Wam przedstawić mojego serdecznego przyjaciela: Chata! Znamy się od ponad 5 lat i nasze ścieżki krzyżowały się wielokrotnie w Tajlandii. Poniżej znajdziecie fragment mojej książki “Spotkania w Azji”, który opowiada jak doszło do tego niezwykłego spotkania. Udanej lektury!
Luty 2015 – Tajlandia
Chatawan, czyli jak zbudować hostel na Wyspie Słonia
Kierunek: Koh Chang
Przełom stycznia i lutego 2015 roku. Odebrałem właśnie grupę znajomych z Polski, z którymi mieliśmy zwiedzić Bangkok, a następnie udać się na Wyspę Słonia. Noclegi były zarezerwowane w „Pajamas Hostel”. Wiedziałem, że to dobrze oceniane miejsce, ale nie spodziewałem się niczego niezwykłego. Po paru dniach spędzonych w Bangkoku nadszedł czas na przetransportowanie się na wyspę.
Transport i infrastruktura w Tajlandii stoją na wysokim poziomie, jak na standardy azjatyckie. Owszem, zdarzają się opóźnienia oraz poślizgi czasowe, ale w większości przypadków można polegać na rozkładzie jazdy i na pewno czuć większy komfort organizacyjny niż w Indiach, Kambodży czy np. Wietnamie. Istnieje kilka sposobów na to, jak dostać się na wyspę. Nasza grupa wybrała najprostszą i zarazem najtańszą opcję, czyli przejazd prywatnym minivanem z Bangkoku, który dojeżdża do miasteczka Laem Sok leżącego u wybrzeża Zatoki Tajskiej, a następnie przeprawę promem, który przewozi auto wraz z pasażerami na wyspę.
Płynąc promem przy słonecznej pogodzie, nie sposób nie nadziwić się przepięknych widoków, jakie oferuje okolica. Wysokie stożkowate dzikie wzgórza wyrastające pośrodku wyspy dodają jej tajemniczości. Choć Wyspa Słonia to druga największa wyspa w Tajlandii, na pierwszy rzut oka tego nie widać. Widać natomiast od razu, że jest piękna. Jednak gruntowne jej poznanie zajmuje trochę czasu.
Gdy prom dobije do brzegu, następuje wyładowanie aut wraz z pasażerami i można udać się do punktu docelowego. Wschodni brzeg wyspy jest mało rozbudowany i turystyka praktycznie tam nie występuje, można za to zobaczyć lokalne wioski rybackie i ukryte dzikie wzgórza oraz plaże. To raj dla tych, którzy lubią odkrywać i być zaskakiwani. Za to na zachodnim brzegu rozpoczyna się turystyczne szaleństwo, z tym wyjątkiem, że każda plaża i miejscowość różnią się od siebie wyglądem i przeznaczeniem. Niektóre miejsca i plaże pękają w szwach od turystów, inne z kolei są spokojniejsze i można się na nich wyciszyć i odpocząć.
Celem wycieczki była plaża Klong Prao Beach znajdująca się pośrodku zachodniego wybrzeża Koh Chang. Ale by tam dotrzeć, auto musiało pokonać sieć serpentyn górskich; w tym czasie podziwialiśmy przepiękne widoki na roztaczające się morze i białe plaże. Co jakiś czas mogliśmy zobaczyć lub usłyszeć małpy mieszkające w dżungli, która dosłownie wdziera się na drogę wzdłuż zachodniego wybrzeża. Czuło się bliskość z naturą. Po pół godzinie nasz cel został osiągnięty.
„Pajamas Hostel”
Widziałem już wiele oryginalnych hosteli w swoim życiu, ale ten jakoś od razu mnie urzekł. Może na pierwszy rzut oka nie robi wrażenia, ale gdy przejdzie się przez recepcję, można zobaczyć go w całej okazałości. Efekt jest niezwykły. Na środku drewnianej podłogi znajduje się nowiutki basen w kształcie ziarna fasolki, a dookoła niego stoją leżaki. Przy basenie znajdują się dwa białe budynki w stylu hiszpańskim; w jednym są nowoczesne pokoje dwuosobowe, a w drugim – dormy hostelowe. Do tego zielony ogród i bardzo duże lobby, w którym goście spędzają czas wolny, oglądając telewizję, gotując, grając w bilard bądź po prostu odpoczywając. Wszystko to w designerskim stylu, którego nie spotka się w innych zakątkach Tajlandii, a być może nawet Europy. Tuż obok znajdowała się lokalna restauracja, przynależna do hostelu. Jak się później okazało – jedna z lepszych na wyspie.
– Saa waa dee kap! – powiedział do nas uśmiechnięty Taj.
Powitał całą naszą grupę i zgrabnie zapytał, skąd jesteśmy. Przedstawił się jako Chat. Był średniego wzrostu, ciemniejszej karnacji, z jego prawego ucha czarny kolczyk wystawał. Od Chata biła niezwykła pewność siebie i prawdziwa dobroć, nie taka udawana, którą często znudzeni gospodarze noclegów na całym świecie zmuszeni są przywdziewać za dnia, by witać swoich gości. Chat nie należał do tej grupy. Widać było, że spędza dużo czasu z turystami z Zachodu, bo jego żarty i styl mówienia były na tych samych falach co nasze. Sam Chat okazał się przy tym bardzo wyluzowany. Usiadł po turecku na krześle „szefa” i rozpoczęła się procedura zameldowania. W recepcji pracowały jeszcze dwie pracownice, sympatyczna Jay-Jay oraz Bee, obie całkowicie zrelaksowane, uśmiechnięte i pogodne. Pracowały albo dyskutowały z gośćmi o ważnych sprawach dnia codziennego. Był gorący dzień, ale nie aż tak, by chować się przed słońcem. Taki był wyspiarski klimat i taki też pozostał aż do ostatniego dnia naszego pobytu na Koh Chang.
Hostel oferował wszystko, czego każdy turysta potrzebuje: transport, wycieczki fakultatywne z nurkowaniem w tle na lokalnej rafie koralowej, lekcje gotowania i wiele innych. Ale było też coś, co wyróżniało go spośród innych miejsc. Chat, jego dziewczyna i inni współpracownicy czynnie brali udział w życiu hostelowym: sami prowadzili lekcje gotowania i gotowali razem z mieszkańcami hostelu, organizowali wspólne kolacje i gry w lobby. Codziennie po 18.00 Chat organizował mecze w piłkę na plaży, a wieczorem często wychodzili na drinka bądź jeździli z zaprzyjaźnionymi gośćmi hostelowymi na pobliską plażę, gdzie trwały imprezy do białego rana. Mówiąc krótko: hostel i jego właściciele żyli wraz z jego bywalcami w harmonii. Każdy dzień przynosił coś nowego i to było piękne. Nie można było się nudzić. Co ważne, w hostelu nie zamieszkiwali jedynie młodzi turyści, którzy przyjechali tylko po to, by poimprezować. Byli też ludzie starsi, całe rodziny z dziećmi oraz przybysze z różnych zakątków globu. Tym sposobem poznałem 40-letniego Andego z Nowej Zelandii, który jest w podróży od paru lat, Spele ze Słowenii, Elizabeth z Danii, którą odwiedziłem w Kopenhadze, Elise z Wielkiej Brytanii, która właśnie skończyła podróż dookoła świata, oraz wspomniane już Bee i Jay-Jay, Tajki, które pracują w hostelu i są przemiłe dla gości… i wiele innych osobowości, z którymi mam mniejszy kontakt. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że tamtejsza lokalna i międzynarodowa atmosfera porywa serce.
Chat i jego Koh Chang
Pewnego wieczoru, siedząc z Chatem przy kokosowej nalewce ichniejszego naparu, zaczęliśmy rozmawiać o aktualnej sytuacji na wyspie. Temat wałkowaliśmy wielokrotnie podczas naszego pierwszego, drugiego, jak i trzeciego spotkania. Dla Chata to była niekończąca się opowieść. Podczas snucia historii oczy aż mu świeciły z podekscytowania.
Koh Chang jest drugą, po Phuket, największą wyspą Tajlandii. Prócz wzgórz pokryta jest również lasem deszczowym, z licznymi strumykami i wodospadami. To bardzo ciekawa wyspa, ale mało osób wie, że zanim turystyka dotarła na Koh Chang, większość jej mieszkańców żyła głównie z rybołówstwa i rolnictwa. Ale wraz z nadejściem nowej fali turystyki, właściciele ziem nadmorskich zaczęli na potęgę sprzedawać lokalne działki za bardzo duże pieniądze. Pieniądze, których nigdy wcześniej nie widzieli na oczy i które niejednemu zawróciły w głowie i zrujnowały go do cna. To było coś w rodzaju kupna losu na loterii i wygrania milionów: z tym, że te miliony zostały wydane w zaledwie parę lat. W efekcie tego wielu ludzi zaczęło pracować dla osób, które wcześniej kupiły od nich ziemię! Obecnie młodzi Tajowie zamieszkujący Koh Chang wolą pracować w turystyce, aniżeli zajmować się rolnictwem.
– Ja osobiście preferuję to drugie – oznajmił Chat. – Turystyka wiele pozmieniała, i to w złym kierunku. Choć oczywiście należy też doszukiwać się jej dobrych aspektów. Ruch turystyczny utworzył więcej miejsc pracy i pozwolił inwestować w rozwój infrastruktury. Poza tym coraz więcej Tajów uczy się języka angielskiego, a dzięki turystom mogą ten język praktykować. Rząd tajski wspiera wszelkie inicjatywy projęzykowe. Myślę, że na świecie jest podobnie. Nie możemy zatrzymać ruchu turystycznego, ale możemy się w nim zaadaptować i z niego skorzystać. – Chat opowiadał mi to wszystko tak, jakby recytował wiersz.
Poruszył bardzo ważny problem, z jakim boryka się obecnie chyba każda wyspa w Tajlandii i niejedna w Azji Południowo-Wschodniej. Ruch turystyczny zalewa piękne rajskie obszary i tworzy z nich przeludnione fabryki pieniędzy. Na szczęście Koh Chang należy do Parku Narodowego i w związku z tym istnieje ograniczenie co do liczby wznoszonych budowli.
Chat kontynuował swoją opowieść:
– Idea hostelu wyszła od mojej dziewczyn Oat i ode mnie. Chcieliśmy stworzyć bazę noclegową, ale zupełnie inną niż tutejsze hotele, spa czy bungalowy. To miało być niezwykłe miejsce, którego na Koh Chang jeszcze nie było. Wiedzieliśmy, że nie mamy doświadczenia ani pieniędzy na budowę sześciogwiazdkowego hotelu, jakiego świat jeszcze nie widział, poza tym nie chcieliśmy szkolić swoich pracowników, by każdego dnia kłaniali się w pas i mówili do gości: „Madam” lub „Sir”. Preferowaliśmy zwroty typu „Hej, jak się masz i gdzie imprezowałeś wczoraj?”. Dlatego pojawił się pomysł hostelu! I dlatego też zdecydowałem się znaleźć pracę w cudzym hostelu, żeby podpatrzeć, jak to wszystko działa, jak radzić sobie z gośćmi pijanymi lub tymi, którzy uprawiają seks w dormitoriach. Trwało to pół roku. Pracowałem na recepcji i w dziale marketingu. Dodatkowo zbieraliśmy fundusze i staraliśmy się o kredyt. Później pozostało tylko znaleźć architekta, który zaplanuje oryginalny wygląd i wnętrze. I znów minęło pół roku!
Rzeczywiście, obserwując Tajów, którzy pracują w sektorze hotelarskim, zobaczymy, że obowiązuje tam pewna etykiety i standardy. Goście witani są serdecznie i traktuje się ich jak królów. To może być męczące i czasem niezręczne, tym bardziej że Tajowie zdążyli już do tego przyzwyczaić niemal cały świat i siebie samych. Chat chciał odwrócić piramidę i stworzyć miejsce, w którym każdy będzie czuł się swobodnie, niezależnie od tego, po której stronie recepcji stoi.
– Następnym etapem była budowa. Nie mieliśmy żadnego doświadczenia w budowlance. Zacząłem czytać dziesiątki książek o tym, jak to się robi od podstaw, by móc zacząć i koordynować prace. Trudniej jest znaleźć dobrą ekipę remontową niż ładną i mądrą dziewczynę! Ostatecznie jednak udało nam się wynająć grupę ludzi, którzy zabrali się za budowę „Pajamas”. Zaczął się cały proces kupowania i dostarczania surowców. Myślałem, że to się nigdy nie skończy.
Czegoś wam to nie przypomina? Jak widać, nie tylko w Polsce mamy takie problemy.
Chat dalej prowadził wątek:
– Kiedy prace zostały zakończone, nadszedł czas na otwarcie „Pajamas”. Najgorsze były dwa pierwsze tygodnie, gdy nikt o nas nie słyszał i nie mieliśmy żadnej pozytywnej opinii. Zdobycie zaufania i dobrych recenzji zajęło nam trochę czasu. Zaczęliśmy pracować po osiemnaście godzin dziennie, wstawać rano, praktycznie nie spaliśmy! Najlepsze w tym wszystkim jest to, że czuliśmy się tak, jakbyśmy nie pracowali w ogóle! Ale napływali do nas coraz to nowi przyjaciele, poznawaliśmy coraz więcej osób i za każdym razem, gdy wyjeżdżali, czuliśmy smutek. Tak właśnie poznaliśmy ciebie. Codziennie jest zabawa, dobra konwersacja, czasem drink i nigdy nie czujemy się znudzeni! O to właśnie chodzi!
Chat zsunął się z krzesła obrotowego i oznajmił, że idzie spać. Było już po drugiej w nocy. Basen świecił pustkami, dobiegał mnie szum fal i odgłos palących się lamp. Idealna pora, by po wysłuchaniu interesującej historii pójść za przykładem Chata i również udać się na spoczynek.
Hostelowa codzienność
Praca w hostelu to nie tylko plażing i słońce, jakby się mogło wydawać. Dzień Chata wygląda mniej więcej następująco: Pobudka koło 6.00-7.00. Kilka razy w tygodniu organizacja porannych wycieczek rowerowych po wyspie, które trwają cały dzień. Jest to dobry i aktywny sposób na zwiedzenie Koh Chang od „zaplecza”. Jeśli Chat nie wyrusza rowerem na przejażdżkę, pracuje w recepcji i ogarnia zamówienia i rezerwacje na nadchodzące dni. Często też wsiada w auto i udaje się po wszelkiego rodzaju zapasy jedzenia i chemię do lokalnych sklepów branżowych, a jest ich dokładnie całe dwa! Przy „Pajamas” działa restauracja, która serwuje lokalne i europejskie jedzenie. Chat wraz z całą rodziną swojej dziewczyny Oat zajmują się również i tym aspektem. Po południu Chat robi sobie przerwę na lunch i odpoczynek. Następnie organizuje zajęcia dodatkowe dla gości hostelu, czyli grę w piłkę plażową, siatkową bądź tajskie lekcje gotowania. Czasem odbywają się też zajęcia jogi, zależy to od liczby chętnych. Czas płynie powoli, przybywają nowi goście, słońce grzeje cały dzień, wokół panuje sielski klimat. Wieczorem Chat często gra w bilard, wypija piwo, pokręci się po recepcji, a czasem poleży na leżaku i popatrzy w piękne gwiaździste niebo. Kiedy już wszystko ma ogarnięte, idzie spać, by odpocząć po pełnym dniu wrażeń.
Często droczymy się z jego dziewczyną, że przyjeżdżam do „Pajamas” wyłącznie ze względu na Chata, ale Oat tylko się uśmiecha i łapie Chata za ucho, niczym mama pięciolatka, który zabrał cukierek ze sklepu. Chat jest wtedy bezbronny i mówi, że musi się słuchać swojej „Pani” i żarty się kończą. Są takie miejsca, do których możemy przyjeżdżać po kilkanaście razy i nigdy nie będziemy się tam czuli jak w domu. Mnie wystarczyło parę pobytów na Koh Chang, by stwierdzić, że jest to jedno z moich ulubionych miejsc w Azji Południowo-Wschodniej. Będę tam wracał, gdyż czuję się tam po prostu jak w domu. Na pewno odwiedzę Chata i Oat w lutym następnego roku; oni z kolei obiecali mi, że odwiedzą mnie w Gdańsku. Mam nadzieję, że dotrzymają słowa. Jeśli chcielibyście skorzystać z ich gościnności, znajdźcie ich na Facebooku, wpisując hasło: PajamasHostel.
Wojciech Jurojć
Ostatnie wpisy Wojciech Jurojć (zobacz wszystkie)
- Jak i dlaczego medytować w pracy? Prosta technika dla każdego. - 13/06/2022
- Jak sobie pomóc w trakcie stresu, czyli 8 rad na samopomoc. - 04/03/2022
- Najlepsze kawiarnie w Gdańsku! TOP 5! - 23/10/2021